poniedziałek, 15 marca 2010

O kredytomanii słów kilka

  Od kilku lat w społecznej przestrzeni naszego miasta toczy się debata pod nazwą: brać kredyty czy też nie - oto jest pytanie. To dobrze, że taki spór się toczy, to - jak sądzę - pozwoli nam wszystkim na wyrobienie sobie zdania w tej kwestii. Ja swój pogląd mam, prezentuję go od czasu do czasu - nie jestem przeciwnikiem brania kredytów, nie ma w tym nic niestosownego: Gmina, Państwo zadłuża się, ale to zadłużenie musi być sensowne, to po pierwsze, po drugie musi być zasadne. Zasadne, czyli opłacalne w dłuższej perspektywie. W przypadku prezydenta Koja brak znamion takiej opłacalności, chyba że do tej kategorii zaliczymy pokrycie indolenctwa urzędującego prezydenta. OK, wtedy widać cały sens tej operacji, na nieudacznictwo urzędnicze jedynym lekarstwem jest kredyt komercyjny. Ale i to mógłbym jeszcze jakoś wytłumaczyć, wszak głupota nie jest winą samą w sobie, ale totalną katastrofą jest wydanie np. 35 milionów zł!!! na salo-halę i opowiadanie bzdur, że w obiekcie, gdzie trybuny zlokalizowano po jednej stronie, można rozegrać jakikolwiek mecz ligowy. Może jedynie w Chińczyka przy jednym stoliku, w tej grze trybuny z widzami nie są potrzebne, a klepka (w XXI wieku) zamiast nowoczesnej nawierzchni nie będzie poddana ekstremalnym sprawdzianom.
  Ale te przykłady pokazują jedynie jeden aspekt całej sprawy. Skądinąd wiem, że pomysł brania kredytów na wszystko nie jest jedynie pomysłem na prezydenturę w Bytomiu według Piotra Koja, są inni, którzy poszliby tą samą drogą, a nawet wybudowaliby kredytową autostradę, autostradę donikąd. Warto dodać, że innym aspektem takiego stawiania sprawy jest bankructwo miasta. Tak, tak, wielu wydaje się, że jest to niemożliwe, ale wszyscy tak myślący są w błędzie - miasto może zbankrutować, a dzisiaj jesteśmy na najlepszej ku temu drodze. Efekt takiego stanu będzie bardzo prosty: prezydent Koj swoją wypłatę weźmie, ale np. nauczyciele, którzy są na garnuszku samorządowym, już niekoniecznie. W sytuacji bankructwa miasta pensje urzędników, pensje pracowników miejskich spółek są zagrożone. Nie będzie nagród, trzynastych pensji, dopłat do wczasów. W tak dramatycznej sytuacji Gmina ogranicza prawie wszystko, wydatki np. na oświetlenie miasta, na rozwój infrastruktury, na modernizacje. Niemożliwe? Możliwe, taki los spotkał już kilka gmin w naszym kraju, gmin, które wybrały na najwyższe urzędy bezrozumnych reformatorów.
  Piszę te słowa ku przestrodze - bezrozumne zadłużanie miasta, wbrew pozorom, nie prowadzi do jego rozwoju, a jedynie do nie tak odległej katastrofy, najpierw ekonomicznej, a w chwilę później społecznej.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

afkokfvokfvo