poniedziałek, 20 września 2010

Smutne ale prawdziwe

  Nie tak dawno Życie Bytomskie pisało o (nie)wątpliwym sukcesie władz Bytomia w kwestii mieszkań socjalnych. Został bowiem oddany do zamieszkania „kompleks osiedlowy” przy Składowej, słynne kontenery + galeriowiec. W artykule pojawiła się teza, że nowi mieszkańcy są zadowoleni z lokali, a i sam prezydent Koj nie ukrywa swej dumy z realizacji projektu. Pisałem wtedy, że patrząc na kontenery + galeriowiec, każdy widzi, co chce: jedni sukces, drudzy porażkę. Po dzisiejszej lekturze Ż.B. nikt nie ma wątpliwości, kto miał rację; dzisiaj wszyscy dowiedzieli się o tym, przed czym ostrzegaliśmy od lat. Wydaliśmy mnóstwo kasy, wiele milionów złotych, a efektu żadnego, no, może wykonawca ma jakiś efekt w postaci zapłaconej faktury. A więc ponawiam pytanie - co dalej Panie prezydencie? Trzeba było przyjąć moją propozycję zamieszkania w kontenerze, w sposób szybki i bezkosztowy przekonałby się Pan wtedy o bezsensowności Pańskich decyzji. I po raz kolejny okazało się, że mądry bytomianin po szkodzie.

piątek, 17 września 2010

Postscriptum

  W ostatnim tekście odniosłem się do kwestii apolitycznych prezesów stowarzyszeń lokalnych i ich udziału w kreowaniu bytomskiego życia politycznego. Pokusiłem się o krótka analizę tych niepartyjnych przywódców. Kazimierz Bartkowiak, szef Wspólnego Bytomia, lansujący się jako stricte polityk lokalny, ma konotacje z PSL, raz, że startował do Sejmu RP z list tej partii, dwa, szefował przez pewien czas bytomskim strukturom PSL, po zamieszaniu z Panem Wilkiem. Na marginesie, nie wiem czy ten stan rzeczy nie trwa do dnia dzisiejszego. Bezpartyjny polityk? Pytanie wydaje się retorycznym. Popatrzmy dalej: Janusz Paczocha, a któż nie zna jego retoryki, jego walki z upartyjnieniem samorządu? Nie będę teraz polemizował z tą tezą oraz z samym jej autorem, ale jak nic konotacje Paczochy są związane z PiS-em, zarówno treści lansowane na stronie PdB, jak i zabieganie o poparcie PiS-u w nadchodzących wyborach, pokazują jasno i dobitnie, gdzie leżą sympatie polityczne Paczochy. A najnowszy kandydat do urzędu prezydenta, Damian Bartyla, ponoć bezpartyjny, ponoć apolityczny, a startujący z poręki PiS-u. Raczej trudno wytłumaczyć taką decyzję brakiem poglądów politycznych, brakiem powiązań partyjnych!!! Co do tego nie mam wątpliwości, głosując na Paczochę czy też Bartylę, głosujemy na PiS i Jarosława Kaczyńskiego.
  Nie ukrywam, że mam pewien problem związany z Mariuszem Wołoszem, trudno jest mi rozszyfrować jego preferencje polityczne. Doszedłem do wniosku, może błędnego, ale popartego lekturą np. strony internetowej firmowanej przez Wołosza, że polityczne preferencje Mariusza Wołosza, to partia pod nazwą Mariusz Wołosz. W tym przypadku jest to chyba gorsze od sprecyzowanych poglądów Paczochy, tam wiadomo, czego się spodziewać - samych nieszczęść, tu katastrofa jest zakamuflowana. A więc raz jeszcze wyrażam swój sąd, że lepszy jest „partyjny” kandydat starający się o mandat czy tez o prezydenturę, niż pseudo apolityczna bomba z opóźnionym zapłonem. 

piątek, 10 września 2010

Słowo o Heraklicie

  Wszyscy wiedzą, że jestem człowiekiem lewicy, nawet ci, którzy chcieliby, aby nasza formacja zniknęła z mapy politycznej. Byliśmy, jesteśmy i zapewniam, że będziemy funkcjonować w życiu społeczno-politycznym. Zapytacie, po co ten wstęp i co ma wspólnego z tym wszystkim Heraklit? Otóż w ostatnim czasie jest mocno lansowana teza, że sprawowaniem rządów w mieście powinny się zajmować organizacje społeczne, stowarzyszenia, może fundacje, a na pewno osoby niezwiązane z partiami politycznymi. Cóż, uważam tę tezę za absurdalną i nieracjonalną, podawane przykłady prezydentów Chorzowa czy też Gliwic też nie są najlepszą ilustracją twierdzenia, że prezydent jako prezes stowarzyszenia jest lepszy od tzw. partyjnego prezydenta. Raz, że obydwaj Panowie po kilkunastu latach rządów są przywódcami lokalnych „partii”, dwa, ich konotacje i sympatie polityczne są określone. Co wspólnego ma z tym Heraklit? Jego teza „panta rhei” - wszystko płynie, wszystko jest zmienne może oznaczać, że dzisiejsi apolityczni prezesi stowarzyszeń, lansujący się jako jedyni obrońcy demokracji, jutro będą partyjną przystawką formacji, o której w dniu wyborów nawet nam się nie śniło, bo uwierzyliśmy, że głosujemy na „bezpartyjnego”, apolitycznego człowieka. Osobiście wolę jasny przekaz, jak kandydat na radnego czy prezydenta określa swój polityczny światopogląd - wiadomo wtedy, czego się po nim spodziewać, a czego nie. Nie grozi nam wtedy rozczarowanie i zgrzytanie zębami przez kolejne cztery lata.
  A teraz jeszcze osobista refleksja związana z Heraklitem i jego nie mniej popularnym twierdzeniem, mówiącym o nie wchodzeniu dwa razy do tej samej rzeki. Otóż na ogół jest ono tłumaczone w niewłaściwy sposób. Gdy cytuje się Heraklita, wydaje się większości, że myślał on o nie robieniu czegoś dwa razy, np. aby po raz drugi nie wybierać formacji politycznej, która już sprawowała rządy. A tak naprawdę chodziło Heraklitowi o to, że nigdy nie robimy tak naprawdę tego samego, dlatego, że wszystko płynie. Oznacza to, że argument często wysuwany przez przeciwników lewicy, jako tej formacji, która już rządziła Bytomiem, aby nie obdarzyć jej ponownym zaufaniem, jest chybiony. Lewica, która będzie się ubiegała o przejęcie władzy w Bytomiu, nie jest tą samą formacją, która sprawowała władzę np. cztery lata temu. Ku niezadowoleniu wielu jesteśmy innym zespołem ludzkim, nawet moja skromna osoba przeczy tezie, że my już byliśmy. Nie, ja nie byłem, inni moi polityczni przyjaciele, ludzie lewicy, też nie byli. Nie mieliśmy szansy wdrożenia swoich pomysłów w życie, a proszę mi wierzyć, że są one dużo lepsze z punktu widzenia mieszkańca Bytomia niż konkurencji. Nie dość, że są pełne konkretów, to zawierają również akcent lewicowej wrażliwości społecznej, choć w dzisiejszych czasach to towar deficytowy. Czubak to też inny człowiek niż Wójcik, inny w swoich poglądach na wiele kwestii dotyczących Bytomia, inny w wymiarze oceny bytomskich priorytetów. Tak więc na przekór wszystkim, którym to nie w smak, lewica startująca w wyborach 2010 nie jest tym samym, czym była w roku 2006. Nam naprawdę warto zaufać.