środa, 28 lipca 2010

Aplikacja

  Każdy kiedyś gdzieś składał aplikację w sprawie pracy. Większość wie, że powinna ona być rzetelna, ukazująca chęci i zamiary aplikującego. Sam czytam kilka takich dokumentów dziennie, przy jednych się uśmiecham, inne od razu trafiają do „kosza”, autorów jeszcze innych zapraszam na rozmowę. Aplikanta, którego nazwałem Pan robotny odkorkowujący, nie zaprosiłbym nigdzie i nawet nie chciałbym, aby inni go poznali. Gdy przeczytałem jego kolejny manifest, mówiący o polewaniu ulic wodą, wywożeniu śniegu i lataniu z miotłą po Rynku, naprawdę ręce mi opadły. Cóż nam proponuje Pan robotny, zamiast np. basenu - hydrant z wodą albo polewaczkę z czasów PRL najlepiej, zamiast budowy dróg, obwodnic - odkorkowanie, najlepiej poprzez ukaz, np. mówiący, że w dni parzyste mogą poruszać się jedynie auta czerwone, w nieparzyste auta żółte. Zresztą pomysłów takich Pan robotny ma zapewne wiele, miał je i w przeszłości - pamiętacie pstrągi w Bytomce? Tak, to jeden z jego pomysłów. Pan robotny co cztery lata ma takie pomysły: kiedyś sprzedawał Bytom na dogodne raty, później próbował tego manewru ponownie, ale tym razem za 1 zł, hodował pstrągi w Bytomce, wszystko to dla dobra... swego osobistego. Pytam Pana robotnego, skoro tak świetnie rządził, dlaczego Bytom za jego kadencji nie wybudował krytego basenu, więc nie trzeba byłoby odkręcać hydrantów, jak się robi najczęściej w slumsach - zamiast basenu jest hydrant. Dlaczego Bytom za jego kapitalnej prezydentury nie dorobił się obwodnicy, dlaczego nie remontowano bytomskich ulic, dlaczego nie budowano nowych dróg? Dlaczego Pan robotny odkorkowujący nie stworzył nowych miejsc pracy, a jedyne, co stworzył, to np. likwidacja MPiD (około 500 miejsc pracy), zaniechania w temacie prywatyzacji Huty Bobrek to kolejne setki, a może tysiące straconych miejsc pracy? Obyśmy nigdy więcej nie doświadczyli kataklizmu w postaci prezydentury Pana robotnego, bo Jaś Fasola przy nim to mały pikuś, Pan Pikuś.

Każdy widzi, co chce zobaczyć

  O bytomskich kontenerach, czy jak chce prezydent Koj, modułowych domkach, powiedziano wiele. Teraz nadszedł czas, aby pomaleńku weryfikować przedstawiane poglądy, rozpoczął się bowiem etap zasiedlania kontenerów. Pojawił się już artykuł red. Nowaka, pojawił się również wpis prezydenta Koja. Co mnie trochę dziwi - obydwa teksty są w podobnym tonie, zieje z nich zadowolenie. W przypadku prezydenta, autora tego pomysłu, sprawa jest jasna: należy bronić swego. W przypadku red. Nowaka jestem trochę zdziwiony. Naprawdę na osiedlu kontenerów przy Składowej 19 jest tak fajnie? Jest tyle zieleni, kwiatów, dróżek wybrukowanych, które prowadzą do wymarzonego od lat "M"? Ja jednak widzę co innego: widzę dzieciaki, które zapłacą cenę za winy rodziców, nie dyskutując na razie, czy winy były zamierzone czy też nie. Będą w grupie zesłańców zapewne tacy, którzy za swój los ponoszą osobistą winę, ale będą i tacy, którzy padli ofiarą zaufania w Państwo, w ludzi władzy i ich obietnice o lepszym jutrze; jutrze, które czeka tuż za progiem ich domostw. Obietnice okazały się tak prawdziwe, jak aplikacje na urząd prezydenta pewnego robotnego odkorkowującego.
  Przypadkiem tak się składa, że i ja odwiedziłem osiedle kontenerowe, ale takie, które funkcjonuje już czas jakiś, i gdyby nie zachowane zdjęcia z jego otwarcia, trudno byłoby doszukać się blasku z dnia przecinania wstęgi. Obawiam się, że bytomskie getto - tak, ja pozostanę przy tej nomenklaturze - podzieli los wielu innych tego typu inwestycji. Obawiam się nie z powodu prezydenta Koja, czy też innych osób zadowolonych z nowych „budynków mieszkalnych”, jakich dorobił się Bytom, moje obawy budzi jedynie los osób, które tam trafiły. Jak sądzę, nie są to jedyni obywatele Bytomia, którzy zmienią adres, w kolejce czekają również ci, dzięki którym to miejsce starci swoją wątpliwą sielskość, którą dostrzega Pan red. Nowak oraz twórca projektu, prezydent Koj. Na marginesie, skoro Pan prezydent jest już po pierwszej inspekcji, to może tym razem skorzysta z mojego zaproszenia do zamieszkania w jednym z domków modułowych? Specjalnie użyłem tego określenia, tak aby nie razić uszu szanownych optymistów.

poniedziałek, 26 lipca 2010

Pikiety brak

  Jak chyba większość zainteresowanych wie, trwa zasiedlanie bytomskich baraków przy Składowej 19. Trwa i to od paru tygodni, choć dzieje się to cicho, spokojnie, bez rozgłosu. Wciąż jestem pytany, czy będziemy organizowali pikiety, demonstracje; krótko mówiąc, czy zablokujemy zasiedlanie kontenerów oraz galeriowca. Otóż nie, tym razem nie będzie już pikiet, petycji, zaproszeń do wspólnego mieszkania w kontenerze skierowanych do Pana prezydenta, wszystko to już było (szczegóły na www.adriankrol.bytom.pl). Okazuje się, że głupota jest odporna na mądrość, wiedzę, empatię. Kuracja, którą zastosowaliśmy w latach 2008-2010 okazała się nieskuteczna i władza dopięła swego.
  Dlaczego nie będzie pikiety? Powód jest oczywisty, przynajmniej dla mnie - kolejne tego typu protesty pogorszą jedynie sytuację dzieci i rodzin, które będą mieszkać przy Składowej. Tym razem nie będą anonimowi, nie będą jedynie anonimowymi mieszkańcami z wyrokami eksmisyjnymi, a przy medialnym szumie będą znane ich twarze, nazwiska oraz aktualny adres zamieszkania. Chcę im tego oszczędzić. Sądzę, że i tak Pan Koj je napiętnował, osądzając rodziców, ukarał ich pociechy. Do dalszego wymierzania kary nie chciałbym przykładać ręki. Co nie znaczy, że przestaliśmy się sprawą interesować, to nie znaczy, że przestaliśmy zadawać pytania, to nie znaczy, że zapomnieliśmy o wszystkich tych, którym pomoc jest potrzebna, a będzie potrzebna zwłaszcza dzieciom. Nie zapomnieliśmy i nie poddaliśmy się, raz jeszcze obiecuję, że osiedle kontenerów przy Składowej 19 zniknie z mapy Bytomia, wierzę, że już wkrótce. Nie będzie to wątpliwej sławy element bytomskiego budownictwa mieszkalnego.

piątek, 23 lipca 2010

Nadzieja nie umiera nigdy

  W dzisiejszym świecie życzliwość wobec drugiego człowieka jest często towarem deficytowym. Tym bardziej cieszą momenty, kiedy wiara w ludzką dobroć zyskuje dowód, aby się umocnić. Będąc wczoraj w bytomskim KFC, żona zgubiła etui z wszelkimi dokumentami. Nie muszę nikomu tłumaczyć, co się działo po stwierdzeniu ich braku w miejscu, gdzie zwykle były. Po dłuższym zastanowieniu stwierdziliśmy, że jedynym miejscem, gdzie dokumenty mogły zaginąć, jest restauracja KFC. Idąc tam dzisiaj rano, przyznaję, że bez większej wiary w końcowy sukces moich poszukiwań, nie wierzyłem, że tak mile się rozczaruję. Dokumenty zostały znalezione, zostały oddane pracownikom KFC i dzięki temu dzisiejszy dzień i wiele następnych będziemy mogli spędzić bez tradycyjnej w takich momentach nerwowości. Nie wiem, kto podniósł etui, więc pragnę tą drogą podziękować tej osobie za jej gest. Gest ważny z punktu widzenia wiary w drugiego człowieka oraz w jego życzliwość wobec bliźniego. Serdecznie również dziękuję pracownikom KFC - jeśli coś gubić, to tylko tam.

czwartek, 22 lipca 2010

Bytomski Trzeci Świat

  Nikomu raczej nie trzeba tłumaczyć terminu Trzeci Świat, jego powszechność sprawia, że łatwo jest nam sobie wyobrazić, co chcemy tym terminem opisać. Większość z nas wie i pamięta gorącą dyskusję na temat kontenerów i problemów, które miały one rozwiązać. Byłem aktywnym uczestnikiem tego społecznego dialogu. Dialogu to może za dużo powiedziane, ale na pewno byłem uczestnikiem słusznej formy społecznego nieposłuszeństwa. Ten swoisty bunt miał swój początek w roku 2008, trwał przez rok 2009 oraz przez kilka miesięcy roku 2010. Trwał to również mało precyzyjne określenie, on trwa nadal. Dzisiaj nie ma może charakteru tak spektakularnego, jak w minionym czasie, ale bunt trwa. Mam nadzieję, że po wyborach samorządowych bunt osiągnie swój końcowy sukces w postaci oficjalnego zamknięcia bytomskiego getta.
  A dlaczego użyłem określenia Trzeci Świat w kontekście bytomskich kontenerów? Otóż natknąłem się na tekst Piotra Koja mówiący o Nelsonie Mandeli, o apartheidzie, o walce z nierównością, segregacją i przyszło mi do głowy, że łatwo Panu Kojowi jest pisać o sprawach ważnych dla ludzi i świata, a jednocześnie samemu, tu, na naszej bytomskiej ziemi, wprowadzać swoiste zasady apartheidu rodem z RPA. Czy Pan, Panie Koj, nie boi się, że któregoś dnia narodzi się bytomski Mandela? Ja jestem pewien, że on już jest, a walka z Pańskim reżimem będzie znacznie krótsza, niż ta, którą prowadził czarnoskóry Nelson Mandela.

środa, 21 lipca 2010

Czy jeszcze leci z nami pilot?

  Przez dłuższy czas nie było mnie w naszym ukochanym mieście i zawsze, gdy wracam po dłuższej nieobecności, liczę na to, że zastanę miasto innym, niż je opuszczałem. Najczęściej doznaję przykrego rozczarowania. Nie chodzi tutaj jedynie o pompatyczny remont, błąd, nie remont, wszak to jest budowa nowej drogi, jaką stanie się Łagiewnicka. Na marginesie, Rzym chyba szybciej budowali, biorąc pod uwagę technologię sprzed wieków. Nie chodzi też o wszechogarniający nasze miasto korek - gdzie by nie pojechać, rozkopane, nieprzejezdne, a w prasie można przeczytać zapowiedzi jedynego robotnego (śmiechu warte stwierdzenie) kandydata z niewykorzystanym potencjałem, że on to wszystko odkorkuje. I nieważne, że sam, jak sądzę, nie wie, jak to zrobić, ale jak to brzmi: odkorkuję miasto. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że odkorkować to można flaszeczkę wina, do ulic i dróg potrzebny jest plan, projekty, wizja oraz kasa. O tym szanowny robotny już nie pisze, a szkoda. Zresztą, czemu mam się dziwić robotnemu, skoro urzędujący kandydat ewidentne klęski i porażki próbuje tłumaczyć siłami natury - ponadnormatywnymi opadami deszczu, złą Zimą, która prócz tego, że ośmieliła się nadejść, to jeszcze zechciała tak długo trwać, wszak to jakieś kuriozum na skalę światową, Zima w Zimie. A argumentem na krytykę w zakresie pozyskiwania środków zewnętrznych jest argument w postaci 21 milionów na Łagiewnicką, nic to, że zdobyte fuksem. Zastanawiam się, ile będzie nas kosztowała reaktywacja linii tramwajowej, ale jej brak to również zmowa sił nieczystych, jak sądzę. Choć jeśli w ten sposób oceniać głupotę i niekompetencję, to rzeczywiście jest to zmowa sił tajemnych.
  Ale w odpowiednim czasie i ten urzędujący, i ten robotny odkorkowujący będą stali i głosili swoje oracje. Jeden będzie opowiadał o swoich jedynie słusznych sukcesach, o hali-bublu na Skarpie, o megabudowie, jaką jest Łagiewnicka, o budowie Agory oczywiście też, choć ten przykład łączy robotnego z urzędującym - obydwaj nie chcieli tej inwestycji. Na koniec obydwaj stwierdzą, że aby zmienić Bytom - cokolwiek to oznacza w rozumieniu obydwóch - potrzebują czterech lat, urzędujący kolejnych, robotny nowych.