piątek, 28 grudnia 2012

Bytomska choinka

Tradycją świąteczną jest strojenie choinki, wieszamy na niej wszelkie możliwe ozdoby, aby nasze drzewko było piękne i.... świąteczne, bo co to za Święta bez choinki. Idąc tą drogą, chciałbym podzielić się swoimi przemyśleniami na temat bytomskich bombek, które sprawiają, że Bytom nie jest jedynie miastem katastrof górniczych, biedy i wykluczenia oraz walących się kamienic.
Nietrudno się domyśleć, że bombki, o których myślę, mają swoje imiona i nazwiska, często znane szerzej, ale też są to osoby znane wąskiej grupie ludzi. Swoją wyliczankę, a raczej swoje ubieranie bytomskiej choinki zacznę właśnie od takiej osoby: Franciszek Zastawnik, były górnik kopalni Rozbark, dzisiaj dobry duch, anioł - jak mówią studenci PWST w Bytomiu.
Znam Franciszka od kilku lat, poznaliśmy się przy okazji bodajże Barbórki, wyciszony człowiek, zawsze z wyważonym sądem o drugim człowieku, nie znający słowa "nie" lub też "nie mam czasu".
Gdziekolwiek się pojawia, zawsze stara się pomóc lub poprawić to, co zastaje; tak też było w przypadku pracy w PWST. Franciszek, widząc ile zmagań wymaga praca studentów tejże szkoły, pomagał jak mógł, aby była ona ciut lżejsza, a za swoje serce i oddanie został mianowany na prawie anioła. Nie czekał na pochwały i nagrody, robi to, co trzeba i to, co należy każdego dnia. Jeśli kiedyś spotkacie uśmiechniętego gościa z aparatem w ręku, spacerującego po ulicach Bytomia, uśmiechnijcie się do niego, na 100 % będzie to Franciszek.
Andrzej Falkiewicz, zapewne dla wielu mało znana postać, etatowy pracownik bytomskiej opieki społecznej. Etatowy, ale niezwykły, nie kończący pracy o 15.00, ale będący ze swoimi podopiecznymi przez 24 godziny na dobę. Tuż przed Świętami Andrzej sam od siebie zorganizował zbiórkę na rzecz swoich podopiecznych, bez fanfar, bez fleszy, bez chęci zbicia jakiegokolwiek kapitału. Napisał, poprosił i zrobił, a dzięki niemu wiele dzieciaków podczas tych dni świątecznych czuło, że są Święta.
Magda Musiał, Darek Boruszewski stworzyli bytomską kolorowankę, rzecz która ma również pomóc naszym bytomskim dzieciakom. Wykorzystując swoją wiedzę, swoje możliwości zawodowe robią coś, co w przyszłości może przynieść wiele dobrego - kibicuję im w tym dziele, wierząc w końcowy sukces.
Bytomskie bombki, a jakże barwną i różnorodną w swoich działaniach jest "bombka" o której skreślę kilka zdań. Laura Klekocka, bo o niej chcę napisać, kontrowersyjna jak mało kto, ale też chcąca pomagać jak mało kto. Obserwuję i współdziałam z Laurą Klekocką od kilku lat, widzę jej zaangażowanie, aby choć troszkę ulżyć innym, często są to działania spontaniczne, ale szczere i wypływające z potrzeby pomagania ludziom, którym nikt inny już nie chce pomóc.
Pisząc o moich bytomskich bombkach, nie mógłbym nie wspomnieć Piotra Smętka, ducha niespokojnego, pełnego pasji i zapału do robienia rzeczy ważnych społecznie. Jaki byłby Bytom gdyby Piotr Smętek w nim nie mieszkał? Na to pytanie mam tylko jedną odpowiedź: na pewno uboższy. Ileż to razy spierałem się z Piotrem, tak wiele nas różni, tak często inne spojrzenie mamy na wiele spraw, ale na jeszcze więcej patrzymy dokładnie tak samo. Tak, bez Piotra Smętka moja choinka byłaby smutna.
Rozbark, na którym wychowywaliśmy się z Piotrem, ma jeszcze jednego bohatera, którego chciałbym "powiesić" na swojej choince, jest nim Paweł Lewicki.
Pawła poznałem w 2006 roku, organizowałem wtedy akcję, która miała na celu nagłośnienie sprawy GKS Rozbark i jego problemów. Paweł bez ceregieli zgłosił się do pomocy i tak poznałem człowieka, dla którego los GKS, ale nie tylko klubu, był i jest pasją. Swoim zapałem zaraża innych, przeczy zdaniu, że młodym nic się nie chce, Pawłowi się chce :) Bez niego losy GKS Rozbark dawno byłyby już przesądzone, a tak, ku zadowoleniu i radości innych, trwa on na sportowej mapie Bytomia i dzielnicy.
Bytom to niełatwe miasto do życia, kiedyś napisałem, że jest to miasto wymagające zachodu, tym bardziej doceniam tych, którzy mogą żyć gdzieś w lepszym miejscu, ale piszą i mówią z dumą: jestem z Bytomia.
Takim facetem jest Marcin Mazurowski, człowiek, który walczy o status bytomianina, oczywiście nie dosłownie, ale w wymiarze artystycznym. Marcin pokazuje światu, że Bytom to nie bohater reportażu TVN, to miasto, w którym przeplata się tradycja z teraźniejszością. Miasto, które potrafiło zintegrować rodowitych mieszkańców z tymi, których tu przesiedlono. Prace Marcina Mazurowskiego pokazują często ukryte piękno Bytomia.
A skoro jestem już przy bombkach artystycznych, nie sposób pominąć Andrzeja Chłapeckiego, bytomskiego Świetlika, człowieka, który kocha Bytom, mimo że tak często, jak twierdzi, jest to miłość bez wzajemności. Nie ma chyba wydarzenia w Bytomiu, w którym Andrzej Chłapecki nie brałby udziału, w ostatnim czasie nawet wybory stały się areną dla Bytomskiego Świetlika. Po co te zmagania? Dla Bytomia oczywiście - po wielu godzinach rozmowy z Andrzejem Chłapeckim nie mam co do tego wątpliwości.
Opisując na wstępie postać Franciszka Zastawnika, wspominałem o naszej PWST - nie wyobrażam sobie bytomskiej choinki bez studentów tejże placówki. Szkoda, że osoby którym tak się "chce", są tak nie wykorzystane przez miasto, które ich gości.
Tak narzekamy, kiedy ktoś o nas źle napisze lub coś pokaże, ale czy my sami potrafimy zadbać o swoje dobre imię? Jeśli nikt cię nie chwali, pochwal się sam - a mamy czym i kim.
Powyższy opis jest subiektywny, jest również niepełny, będę go uzupełniał, wszak wciąż mamy okres świąteczny. Cieszmy się więc naszymi "bombkami", bo jest czym i kim.

wtorek, 4 grudnia 2012

Chcę zrozumieć

Albo ja już stary jestem albo czegoś nie rozumiem i nie mogę pojąć, patrzę na naszą swojska scenę polityczna, czytam , staram się ze zrozumieniem i nic nie kapuję. O tym jak to Piotr Koj wraz z niedawnymi przyjaciółmi biegają po mieście ze spotkania na spotkanie i komentują na potęgę, o tym jak to byli włodarze miasta wyskakują z inicjatywą możliwości uczestniczenia w procesie powstawania uchwał przez bytomian nie będę pisał, na pewno nie dzisiaj, ale nie mogę przejść obojętnie obok pasjonującej dyskusji na temat bytomskiej kasy- miejskiej kasy.
Prezydent Bartyla ogłosił zamiar emisji miejskich obligacji, nie jestem entuzjastą tego pomysłu, zwłaszcza, że termin ich spłaty jest odległy a przyszłość Bytomia nie pewna. Ale, że tak powiem Bartyla bierze to na klatę i to swoją, sądzę, że gdzieś z tyłu głowy siedzi mu fakt rychłego i nieuchronnego wprowadzenia we życie "podatku" od śmieci, to będzie boleć i aby zminimalizować skutki takich działań będzie potrzebował sukcesu, a na to potrzeba kasy. O skutkach tych działań, zapewne podyskutujemy jeszcze nie raz, mnie natomiast powala dyskusja ludzi którzy rządzili chociażby przez ostanie dwa lata, a decydując się na współudział w rządach wzięli odpowiedzialność za poprzednie cztery lata prezydentury Piotra Koja, wszak mieli wybór w 2010.
Powala mnie sposób argumentacji w dyskusji na temat blisko 200 milionowego zadłużenia Bytomia, piszę 200, choć oficjalnie mówi się o 170  milionach, bo cyfra 200 jest bliższa prawdzie obiektywnej. Jak  czytam wypowiedzi i komentarze na fejsie aby zapoznać się z kalendarzem powstawania długu odwołanych!! władz Bytomia, ogarnia mnie ironiczny śmiech. A jakie to ma znaczenie czy dług został w całości wygenerowany przed 2010 czy ma też swoje źródło po 2010, dla czyjego dobrego samopoczucia ma to fundamentalne znaczenie, bo dla przeciętnego bytomianina nie ma to żadnego, kompletnie żadnego znaczenia, jest dziura finansowa  wielkości leja po meteorze tunguskim i tyle. Nie słyszałem żadnej dyskusji w ramach koalicji , różnych koalicji firmowanych przez Piotra Koja która by wskazywała, że któraś ze stron układu władzy jest na "nie" wobec poczynań prezydenta. Wręcz odwrotnie, cała kampania przed referendalna wskazywała, że jest super, kombajn jedzie dalej, a kto pamięta kto był autorem takiej kampanii? To pytanie retoryczne oczywiście, nie mniej prosiłbym oburzonych poczynaniami nowych władz Bytomia o odrobinę pokory wobec bytomian, takie właśnie postawy powodują, że frekwencja przy urnach jest taka jaka jest.