czwartek, 29 kwietnia 2010

Bytom Pana Koja

  Gdyby ktoś nie wiedział, w tym roku będziemy mieli wybory. To się już czuje, zwłaszcza, gdy ma się okazję pospacerować po naszym mieście. Jak grzyby po deszczu pojawiają się bilboardy, będące dialogiem naszego prezydenta z nami, obywatelami Bytomia. A to jedne informują o postępie w najdłuższym remoncie ulic, a to inne, pokazujące ogrom pułapek czyhających na kierowców na remontowanym odcinku drogowym na Pl. Wolskiego. Te na szczęście zniknęły, raz - nie były czytelne, dwa - wreszcie zakończył się remont, przynajmniej w jego głównej fazie, bo prace wykończeniowe trwają nadal. Ale te bilboardy, które znikają, zastępują nowe. Dzisiaj natknąłem się na taki, który zachęca do odwiedzenia strony internetowej Bytomia oraz informuje, że Bytom to miasto inne niż pozostałe. I w tym miejscu, po raz pierwszy chyba, zgodzę się z Panem prezydentem - Bytom pod jego rządami to miejsce magiczne, pełne atrakcji, a nawet specyficznego folkloru. O Bytomiu Pana Koja jest zawsze głośno, szkoda tylko, że najczęściej w negatywnym znaczeniu. Celowo piszę, że jest głośno o Bytomiu Pana Koja, bo o osiągnięciach bytomskich obywateli również jest głośno, ale tym razem w pozytywnym przekazie. Tak się dzieje, jeśli słyszymy o relacjach z bytomskich festiwali; tak jest, kiedy bytomscy sportowcy odnoszą sukcesy; jest głośno wtedy, kiedy bytomscy uczniowie zdobywają krajowe i zagraniczne laury. Ale to nie jest efekt zabiegów, starań bytomskich władz - jest to sukces samych zainteresowanych, którzy najczęściej nie otrzymują żadnego wsparcia w swojej drodze do sukcesu.
  A jak wygląda Bytom Pana Koja, Bytom, którym powinien chwalić się prezydent na bilboardach? Ten Bytom to miasto kontenerów, ten Bytom to miasto partaniny inwestycyjnej, ten Bytom to chęć sprywatyzowania wszystkiego co się da, na czele z gminną własnością w postaci spółek gminnych, miejskich szpitali, przychodni, przedszkoli, nieruchomości. Bytom, którym powinien chwalić się Pan Koj, to miasto, w którym z rzadka udaje się pozyskać środki zewnętrzne; miasto, które ma problemy z realizacją zadań budżetowych; miasto, w którym króluje chaos; miasto, w którym PR uznaje się za metodę zarządzania dobrem wspólnym.

czwartek, 22 kwietnia 2010

Piotruś Pan przemówił

  W ostatnich dniach pojawił się tekst prezydenta Koja, mówiący o odniesionym sukcesie w walce z unijną biurokracją. Bytom w końcu otrzymał dotację na budowę drogi, a nawet dwóch dróg. Dziękuje wszystkim, którzy przyczynili się do tego sukcesu, dziękuje podwójnie, bo chodzi o zapóźniony plac budowy na ulicach Łagiewnickiej i Świętochłowickiej. I nieważne oczywiście, że te najsłynniejsze w Europie 21 milionów Bytom otrzymał nie dzięki geniuszowi naszego prezydenta, nie dzięki jego staraniom i wysiłkom, o nie, Bytom otrzymał te środki, ponieważ spadła z grafiku inna inwestycja. Dobrze, że jeszcze ktoś partoli swoją robotę, bo dzięki innym partaczom, my, jako miasto, będziemy mogli o te 21 milionów spać spokojniej, mniej kasy będzie trzeba oddać do banku z tytułu zaciągniętych kredytów.
  Ale po co prezydent ogłasza taki fakt w mediach, po co pisze o tym na swoim blogu? Zrozumiałbym, gdyby chodziło o zrealizowany projekt – tak, wtedy jest się czym pochwalić, ale trąbić o tym, że przez wielki przypadek otrzymaliśmy kasę na drogi, to już szczyt syndromu Piotrusia Pana. Ciekawe tylko, dlaczego Pan prezydent nie zająknął się ani jednym słowem o pomyśle zlikwidowania publicznej służby zdrowia w Bytomiu. Czyżby uznał, że taki fakt jak zamiar zlikwidowania trzech szpitali, w tym jednego, w który wpompowano grube miliony, ten sam szpital, którego remont nadzorował sam Pan prezydent (info z blogu prezydenta Koja), nie zainteresuje mieszkańców Bytomia? Panie prezydencie, jest Pan w błędzie - interesuje i to bardzo, dużo bardziej niż przyznane Bytomiowi przez przypadek środki na remont dróg.

wtorek, 20 kwietnia 2010

Szpitale do likwidacji - nowy POmysł

  To, że Platforma Obywatelska często prezentuje tzw. przerost formy nad treścią, wiem od dawna. To, że towarzystwo spod znaku PO ma na uwadze jedynie „swoich”, też nie jest dla mnie nowością. Ale to, że traktuje obywateli jak stado bezrozumnych istot, żeby nie powiedzieć baranów, to już przekracza wszelkie granice politycznego dobrego smaku. Najnowszym projektem, którym (już!!!) zajął się Pan Koj wraz z Panem Ciesiółką, jest likwidacja bytomskich publicznych szpitali. Szpitali, w których mają szansę leczyć się bytomscy obywatele, w których mają szansę rodzić się bytomskie dzieci, szpitali, w których bytomianie mają możliwość ratowania własnego życia. A co Pan prezydent Koj chce nam zafundować w zamian? Samą kwintesencję liberalizmu społeczno-gospodarczego - szpital prywatny. To jest kolejny etap polityki, jaką prezentuje Pan Koj wraz ze współpracownikami - zaczyna się od demagogii oraz populizmu wyborczego, w tym przypadku prezentowanego pod hasłem „zmienię Bytom”, a kończy się na jedynie prywatnych kamienicach, prywatnych przychodniach, prywatnych szkołach, prywatnym szpitalu, a na koniec obudzimy się w prywatnym mieście. Mieście, w którym któregoś dnia ktoś zapuka do naszych drzwi i powie np. że od jutra mamy nowy adres: Składowa, kontener nr 1. Nierealne? Ależ nic błędniejszego, to się dzieje tu i teraz, na naszych oczach, a co więcej, to się dzieje dzięki naszej wyborczej decyzji. Jak mawiała moja Babcia: jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz. Obyśmy nie musieli po raz kolejny powtarzać innego ludowego przysłowia: mądry Polak po szkodzie. A wybory zbliżają się wielkimi krokami.

środa, 14 kwietnia 2010

Chapeaux bas!

  Każdego dnia, niemal jak każdy z nas, śledzę na bieżąco wszystko to, co jest związane z katastrofą prezydenckiego samolotu. Oglądam programy telewizyjne, słucham audycji w radio, wsłuchuję się w każde wypowiedziane słowo. Wczoraj miałem ogromną radość wysłuchać rozmowy Kamila Durczoka z Panią Małgorzatą Szmajdzińską. Nie znałem wcześniej wdowy po Jerzym Szmajdzińskim, nigdy wcześniej nie miałem okazji jej słuchać, tym bardziej jestem pod ogromnym wrażeniem stylu, w jakim Pani Małgorzata udzieliła wywiadu. Słowa, ton, bijąca z całej postaci empatia wywarły na mnie piorunujące wrażenie, tym większe, że chwilę później wywiadu udzielił Jacek Kurski. Tym razem również słowa były ważone, ale ważone pod kątem zbliżającej się nieuchronnie kampanii.
  To, co przebijało ze słów Pani Małgorzaty Szmajdzińskiej, to nie tylko troska o swój ból, o ból i cierpienie swoich najbliższych – to, co było najważniejsze, to dbałość o bliźniego w cierpieniu. Okazuje się, że można powiedzieć tak wiele dobrego o innych w tak krótkim czasie. Było też oczywiście przesłanie dla mojej formacji politycznej, przesłanie, które powinno być testamentem politycznym Jerzego Szmajdzińskiego, Izabeli Jarugi-Nowackiej, Jolanty Szymanek-Deresz: Polska potrzebuje mądrej, odpowiedzialnej i zjednoczonej Lewicy. Wierzę, że w tym wymiarze śmierć moich politycznych przyjaciół nie pójdzie na marne. Na koniec bardzo osobiste zdanie skierowane do Pani Małgorzaty: kocham Panią za każde usłyszane wczoraj słowo, kocham Panią za klasę i styl, w jaki sprostała Pani ogromnemu wyzwaniu, jakie spotkało Panią w tych dniach. Pani Małgorzato, byłaby Pani wspaniałą Pierwszą Damą - to wiem na pewno. Chapeaux bas, Pani Małgosiu, chapeaux bas!

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Czas zadumy, czas bólu

  Stało się to, co nie miało się stać nigdy - zginęli Ci, których znaliśmy, których kochaliśmy. Nie ma słów, które są w stanie oddać bezmiar tragedii, pozostaje milczenie, pamięć o nich wszystkich. Mimo tak wielu różnic, które ich dzieliły, na koniec połączyła ich wspólna tragedia śmierci. Podczas tych kilku ostatnich dni padło tak wiele słów o zmianie, która teraz nastąpi w naszym życiu publicznym. Może tak będzie - chciałoby się powiedzieć – oby!
  Dzisiaj nie będę wyrażał swojej opinii w tej kwestii, ale pamiętać będę czas sprzed pięciu lat - tamta śmierć, tamto odejście również miało wymiar symboliczny. Ile zostało z tej mistyczności tamtego dnia, wiemy niemal wszyscy. Ile pozostanie w naszych sercach i umysłach z 10 kwietnia 2010 r.? Ten czas jest przed nami.
  Raz jeszcze pragnę złożyć swoje kondolencje bliskim wszystkich ofiar sobotniej katastrofy. Brak tych, którzy odeszli, odczujemy już niebawem.

czwartek, 8 kwietnia 2010

Ślimak wystawił rogi

  Pamiętacie piosenkę śpiewaną w dzieciństwie o ślimaku? Starsi sobie przypomną, młodsi się nauczą. Ślimak, ślimak wystaw rogi, dam ci sera na pierogi. Pioseneczka ta kojarzy mi się z beztroską czasów dziecięctwa. Od wczoraj ślimak będzie mi się kojarzył z obłudą i politycznym kłamstwem. Na prezydenckim blogu przeczytałem bowiem bajeczkę o ślimaku - bynajmniej nie chodziło o ślimaka ze śpiewnika przedszkolaka, tym razem prezydenta Koj był łaskaw wizytować postęp!!! prac przy łagiewnickim ślimaku. Niezorientowanym przypominam, że chodzi o remont ulic Łagiewnickiej i Świętochłowickiej. Gdy przeczytałem tytuł tekstu Pana Koja, uznałem, że po raz pierwszy chłop chce napisać prawdę; sądziłem, że odniesie tempo prac remontowych do tempa poruszania się ślimaka właśnie. Ale za chwilę przyszła refleksja - nie tyle szczerości u naszego prezia, tego nawet Wielkotygodniowy rachunek sumienia nie mógłby sprawić. I nie pomyliłem się, tym razem dostało się zapewne red. Nowakowi (piszę zapewne, bo nie czytałem artykułu cytowanego przez Pana Koja), za to, że ośmielił się zapytać, co dalej z remontem, Panie prezydencie. Sam fakt niewymienienia nazwiska delikwenta to za mała kara, zresztą stosowana permanentnie wobec nieprawomyślnych, trzeba było dezawuować redaktora nazywając jego tekst science fiction. I ja na miejscu redaktora nie obraziłbym się za to – takich, którzy widzieli UFO, jest wielu, ale takich, którzy widzieli takie drogowe kuriozum jak na Łagiewnickiej, trudno będzie namierzyć nawet we wszechświecie, nawet tego z serialu Star Trek.
  Panie prezydencie, zachowuje się Pan jak wilk z bajki o Czerwonym Kapturku - na pytanie, dlaczego masz takie duże zęby?, wilk przebrany za babcię wyskakuje z łóżka i zjada Czerwonego Kapturka. A przecież pytanie zadane przez bohaterkę bajki jest tak samo adekwatne, jak pytania zadawane od blisko roku przez zatroskanych obywateli, w tym szacownym gronie jest i moja skromna osoba. Bajki uczą dzieci właściwej oceny postaw moralnych, Pan ostatnio odwiedza bytomskie przedszkola i czyta Pan dzieciaczkom bajki. Jak Pan może później spojrzeć sobie w oczy podczas golenia, skoro zaprzecza Pan oczywistym prawdom zawartym w tekstach dziecięcych klasyków? Panie prezydencie, proszę wyciągać wnioski z tego, co Pan czyta, proszę postępować zgodnie z kodeksem zawartym w bajkowym przekazie. To dopiero będzie bajka, ale tę prawdę Pan już dawno między bajki włożył.