poniedziałek, 29 listopada 2010

A nie mówiłem

  Słowo ciałem się stało, można by rzec. Informacja, która została dzisiaj upubliczniona w lokalnym tygodniku, dotycząca współpracy na linii Koj - Wołosz, była mi znana od dawna. Nie chciałem jej ujawniać, licząc na opamiętanie MW. Stało się inaczej - jest kolejna koagulacja w naszej Radzie, taki bytomski wynalazek. Nie mam z tego powodu specjalnej satysfakcji, wiedziałem, że tak się stanie, a dzisiaj wiedzą wszyscy. Oczywiście, są tacy, którzy ten tandem będą popierać, ale innym spadły łuski z oczu - z tego powodu się cieszę.
  A co do wyborów 5 grudnia, nie ma wątpliwości, że nie oddam głosu na Piotra Koja - byłoby to zaprzeczenie mojego zdania o jego prezydenturze. Oddam głos na Damiana Bartylę, wierząc jego słowom opisującym jego prezydenturę. Są rzeczy, których nie poprę, ale Damiana Bartylę - tak.

czwartek, 18 listopada 2010

Do kolegi

  Jedno z ostatnich pytań, jakie padło w komentarzach zadanych przez kolegę, który mnie zna, mówi o konkretach, a dokładniej, odnosi się do moich pomysłów na Bytom, jak rozumiem.
  No, więc dobrze, co bym zrobił, gdybym mógł? Rozpocząłbym od początku czyli od najmłodszych: od żłobków i przedszkoli. Po pierwsze mamy ich za mało, żłobków prawie wcale, przedszkoli jak na lekarstwo, po drugie - są wciąż dla wielu za drogie. Aby były one powszechne, powinny być dotowane z budżetu. Lewica proponowała i proponuje, aby te placówki były finansowane z budżetu centralnego, tak, aby nie obciążać budżetów osób niezamożnych, a z drugiej strony poprzez powszechną edukację przedszkolną wyrównywać szanse wszystkich dzieci już na starcie. Na razie nie ma takiej woli politycznej, aby żłobek czy przedszkole stało się normą, jest wiele przykładów pokazujących, że jest to luksus.
  Uchwałodawcza inicjatywa społeczna, obywatelska to jest mój mały konik. Ile razy czytam np. raporty radnych o ilości interpelacji w sprawie płytki chodnikowej na ulicy X, to naprawdę puszczają mi nerwy. Raz, że trochę inaczej widzę pracę radnego, nie żeby nie była ważna płytka chodnikowa na ulicy X, ale ważne jest całe miasto, globalnie, a nie pojedyncze ulice. W efekcie mamy kilka, kilkadziesiąt wyremontowanych chodników, z reguły tam, gdzie radna/radny ma przełożenie na władzę, a reszta leży. A kto, jak nie sami mieszkańcy wiedzą najlepiej, co należy zrobić i gdzie to zrobić? Pozwólmy więc na taką inicjatywę. Przeznaczmy część środków budżetowych na realizację małych inwestycji, np. chodników, placyków zabaw. Pozwoli to po pierwsze zaktywizować społeczność, a po drugie może będzie większa dbałość o stan takich inwestycji. Może będzie tak, że w końcu poczujemy się jak u siebie w domu, o który dbamy.
  Idżmy dalej - podatki. Jak już napisałem w komentarzach, podatki centralne, np. podatek dochodowy, nie leży w gestii gminy, Rady Miasta, prezydenta, ale jako człowiek z lewej strony polityki mam swoje zdanie i w tej kwestii. Nie będę go poruszał teraz, bo może powstać pewien chaos informacyjny, odniosę się w najbliższym czasie i do tej sprawy. Ale to nie znaczy, że prezydent nie ma instrumentów, aby wpływy np. z PIT-4 nie były większe na jego terenie. Cztery lata temu w kampanii wyborczej powiedziałem, że doprowadzę do realizacji projekt, aby kopalnia Rozbark fedrowała dla Bytomia. W tym czasie po Rozbarku zostały ruiny i patrząc na nie, większość oceniła moje hasło jako kłamstwo i demagogię. A mnie chodziło o prosty zabieg rejestracji zakładu Rozbark na terenie Gminy Bytom. Chodziło o pieczątkę i adres, a to już skutkuje miejscem odprowadzenia podatku dochodowego od pracowników. Idąc tym tropem, prezydent mógłby zachęcić potencjalne osoby chcące prowadzić działalność gospodarczą do otwierania swoich firemek w Bytomiu. Celowo używam nazwy firemek a nie firm, bo duży sobie poradzi łatwiej i szybciej, a małemu trzeba pomóc. Np. obniżając podatek od nieruchomości, a może zawieszając go na pewien czas, obniżając czynsz albo zawieszając go na pewien czas. Oczywiście takie rozwiązania dotykałyby wszystkich, małych i dużych, ale żeby pomaleńku wychodzić z bezrobocia bytomskiego, trzeba wspomagać tych najsłabszych, aby chcieli i aby nie padli po drodze.
  Co doskwiera na co dzień mieszkańcowi prawie każdego miasta w Polsce - walka z urzędami i instytucjami samorządowymi, rządowymi, ogólnie z całą sferą biurokratyczną. Dam przykład: instytucja jest czynna od 7 do 15, konia z rzędem temu, komu uda się coś załatwić o 14.55. Każdy gdzieś kiedyś był coś załatwić - albo trzeba brać urlop, albo prosić znajomych. Najprostszym zabiegiem, aby to usprawnić, jest rzetelne rozliczenie czasu pracy - pracujmy dokładnie w tych godzinach, w jakich nam to wyznaczono. Nie kończmy pracy o 14.45, a o 15 już jesteśmy na zewnątrz lub na przystanku, pomyślmy przez moment o innych, że ktoś się goni z drugiego końca miasta, aby zdążyć, a tu całuje klamkę, bo jest już „po pracy”. Ubrałbym to w hasło: urząd przyjazny obywatelowi, nie zapominając, że urzędnik też jest obywatelem. Znam przykłady takich miejsc i wiem, że jest to do zrobienia, kilka pogadanek i da się to zrobić, beznakładowo.
  Sprawa bytomskiego bezrobocia - wielu twierdzi, że problem jest sztuczny, że praca jest, tylko chętnych nie ma. Jest w tym stwierdzeniu dużo prawdy, ale jest to prawda niepełna. Wielu bezrobotnych jest już w takim stanie, że sami sobie nie poradzą w powrocie na łono społeczeństwa. Fachowcy mówią, że po dwóch tygodniach!!! od zwolnienia z pracy następują syndromy depresyjne, a co mówić o syndromach po kilku lub kilkunastu latach bycia na bezrobociu! Jedni nazywają to demagogią, a ja nazywam to ludzkim sposobem rozwiązywania tej sprawy. Wykorzystałbym w tym celu instytucję spółdzielni socjalnej, bo spółdzielnia socjalna może pozyskiwać środki zewnętrzne wspierające jej działalność, może zatrudniać, może także prowadzić terapię dla osób trwale dotkniętych bezrobociem, może też konkurować na rynku. Ale może też korzystać ze wsparcia udzielanego spółdzielni ze strony gminy. Gdyby pokusić się o stworzenie długofalowego programu, prawdziwej aktywizacji osób bezrobotnych, sądzę, że w perspektywie kilku lat będą widoczne efekty. Znam takie osoby, które mogą i chcą, jak sądzę, taki program stworzyć, trzeba tylko ich wesprzeć w tym dziele.
  Innym sposobem na zmniejszenie liczby bezrobotnych są bezpośrednie działania władz miasta, np. przy wyborze wykonawcy miejskich inwestycji, można zapisać w umowie, aby określony procent inwestycji został wykonany siłami miejscowych podmiotów, pod warunkiem oczywiście, że spełniają określone zleceniem wymogi.
  Remonty kamienic - kto nie narzekał na wygląd bytomskich kamienic, nie tylko tych w centrum, ogólnie wszystkich? A dlaczego nie remontować ich np. za kredyt, tak jak robią to prywatni inwestorzy, wziąć kredyt pod zastaw konkretnego budynku, wyremontować go, mieszkania sprzedać, wpływy przeznaczyć na spłatę kredytu, lokale wynajmować, zyski przeznaczać na zadania gminy. A dlaczego nie zreformować w swojej strukturze ZBM, tak, aby był efektywny, a nie jedynie przeprowadzać reformy, będącej tak naprawdę tylko reorganizacją. Mając kontakt z kilkoma prywatnymi zarządcami, nie uważam, aby byli pełnym remedium na archaiczność ZBM. Owszem, są kapitalni zarządcy, nawet tacy, którzy potrafią powiedzieć, że nie są w stanie przyjąć kolejnej wspólnoty, aby nie obniżyć jakości usług wobec innych. Ale to potwierdza moją tezę, że jest miejsce na gminną dobrą spółkę zarządzającą naszymi domami, kamienicami, podwórkami.
  Na teraz tyle, może już jutro kolejne „moje konkrety”.

środa, 3 listopada 2010

Mariusz, co Ty gadasz?

  Dzisiaj już wiem, dlaczego stowarzyszenie Mariusza Wołosza do ostatniej niemal chwili czekało z ujawnieniem swojego programu. Przeczytałem go, bodaj jako jeden z niewielu, i mam jedną konstatację: program jest, ale to zbiór zapożyczeń z innych programów.
  Ogólnie mam wrażenie, że działalność Mariusza Wołosza i przyjaciół to eklektyzm polityczny w najczystszej postaci. Cała ta zabawa z akcją przeciwko partiom politycznym, zapożyczona od innych, nie bytomskich kandydatów na wójtów i burmistrzów, to praktycznie sztandarowy przykład plagiatu politycznego. To jeszcze mogę zrozumieć - każdy jakoś się chce wyróżnić, jedni jadą ma urodzie, inni na Bartel, ale ta argumentacja, dlaczego jest się przeciwko partiom politycznym, powala mnie z nóg. Zwłaszcza, że używa się metod rozpowszechnionych właśnie przez największe partie polityczne. Te bilboardy, lawety jeżdżące na okrągło po Bytomiu, służą tak naprawdę jednemu: służą zdobyciu władzy. Ile kosztuje taka kampania? Na ile znam realia - mnóstwo pieniędzy, a skoro tak, skoro Mariusz Wołosz tyle gada o trosce o nas, bytomian, to może warto było wydać tę kasę właśnie na potrzebujących. Fałsz i zakłamanie, Panie Wołosz, a tym bardziej mnie to boli, że muszę napisać to o Tobie, Mariusz, o gościu, którego znam od lat. Nawet gazeta, którą - jak rozumiem - będziesz kolportował wśród tych, o których się tak troszczysz, jest również pokłosiem obserwacji tych znienawidzonych przez Ciebie polityków. To, co widziałem, jako żywo przypomina Gazetę Bytomską... Piotra Koja z Platformy Obywatelskiej. Ta sama retoryka i jedynie słuszne poglądy, nawet forma ta sama: ogólniki i żadnych konkretów.
  Przepraszam za osobisty tym razem wpis, zrobiłem to jedynie z uwagi na fakt, że znam od lat bohatera tego wpisu. Postawię pytanie raz jeszcze: Mariusz, co Ty gadasz?
  A teraz wszyscy zwolennicy prezesa do klawiatur, wylejcie swoje żale!

Podatek od posiadania psów w lewicowym zwierciadle (żródło www.lid.bytom.pl)

  Podczas posiedzenia Rady Miejskiej w dniu 27 października 2010 r. po raz kolejny radni Klubu Lewica i Demokraci złożyli wniosek o wprowadzenie zerowej stawki podatku od posiadania psów.
  Przypomnijmy już w kadencji 2002-2006 ówczesny Prezydent Bytomia Krzysztof Wójcik proponował radnym miejskim najpierw ograniczenie podatku od posiadania psów wyłącznie do tzw. ras niebezpiecznych, a następnie likwidację podatku. Był w tych propozycjach wspierany przez ówczesny Klub Radnych SLD. Rada Miejska odrzucała jednak te propozycje.
  W obecnej kadencji radni Klubu Lewica i Demokraci czterokrotnie zgłaszali wnioski zmierzające do likwidacji podatku od posiadania psów. W trakcie październikowej sesji Rady Miejskiej zgłaszający wniosek radny Lech Jadczak i wspierający go w dyskusji radny Jan Kazimierz Czubak zwracali uwagę na nieskuteczność egzekwowania podatku, jak również na znikome dochody z niego pochodzące. Także darmowe czipowanie psów nie poprawiło sytuacji. Na ponad 9 tys. zaczipowanych psów, podatku nie opłaciło prawie 6 tys. właścicieli psów. Koszta postępowania administracyjnego związanego z egzekucją nieopłaconego podatku mogą przekroczyć potencjalne dochody.
  Po raz kolejny większość radnych nie zaakceptowała tych argumentów i Rada Miejska podjęła uchwałę o ustanowieniu w roku 2011 podatku od posiadania psów w kwocie 50 zł od psa.

wtorek, 2 listopada 2010

Księgowy znak zapytania (żródło: www.lid.bytom.pl)

  Zbliżający się koniec kadencji samorządu miejskiego zaznaczy się poważnym problemem. Tegoroczny budżet miasta był po raz pierwszy od wielu lat niższy od poprzedniego. Dodatkowo okazało się, że w tym słabym budżecie dochody z tytułu udziału miasta w podatku dochodowym są niższe niż były zaplanowane. W związku z powyższym w dniu 27 października 2010 r. Prezydent Bytomia Piotr Koj (PO) zwrócił się do Rady Miejskiej o zmniejszenie planowanych dochodów budżetu i skreślenie z planu wydatków w tym roku wkładu bytomskiego na realizację dokumentacji projektowej drogi mającej połączyć al. Jana Pawła II w Bytomiu z węzłem w ul. Chorzowskiej w Katowicach. Jest to kwota ok. 2,5 mln zł. Pomysł budowy łącznika drogowego bytomskiej obwodnicy przez Chorzów i Katowice z Drogową Trasą Średnicową powstał za czasów prezydentury K. Wójcika. Wtedy też podpisano porozumienie o wspólnej realizacji zadania z Chorzowem i Katowicami.
  Radny Krzysztof Wójcik (LiD) zwrócił w dyskusji uwagę, iż jeśli wskaźnik wykonania dochodów za 9 miesięcy roku 2010 wynosi 66 % wobec planowanego 75 %, co w przeliczeniu oznacza brak ok. 8 mln zł, to należałoby zastanowić się nad większymi cięciami wydatków niż tylko 2,5 mln zł. Odpowiadając w imieniu prezydenta Koja Skarbnik Miasta Mariusz Konopka stwierdził, iż władze miasta mają nadzieję, iż wykonanie dochodów budżetu zostanie nadrobione w ostatnim kwartale roku 2010.
  Najbliższe tygodnie pokażą więc, czy nadzieje te zostaną spełnione. Być może nowy Prezydent Bytomia wybrany w zbliżających się wyborach samorządowych będzie musiał zaczynać swoją kadencję od znacznych cięć budżetowych a nawet nowych kredytów w celu ratowania budżetu.


P.S. od Adriana Króla: Wniosek nasuwa się sam - warto wybrać do nowej Rady Miasta osoby, które znają się na ekonomii, gospodarce, budowaniu spójnego budżetu dla Bytomia.